Czy lubimy pomagać innym? Podobno tak, ale… jeśli… coś z tego mamy. Jeśli nam się to opłaca i to w jakikolwiek sposób. Czyli liczymy na wzajemność, liczmy, ze wzrośnie nasz prestiż, liczymy, że zyskamy w oczach innych itd. To kiedyś przeczytałam i… postanowiłam walczyć z tym. Jak to ja. Jak walczę? Pomagam tym, którym wiem, że nikt nie pomoże a ja nic z tego mieć nie będę. Rzadko też o tym mówię. Czemu więc zdecydowałam się napisać?
Od roku pomagam pewnemu znajomemu, któremu noga w życiu się powinęła i wylądował w szpitalu na bardzo długim leczeniu. Znajomy raczej nigdy się nie odwdzięczy. Nawet liczę się z tym, że się kiedyś odwróci i usunie sprzed swojego nosa, bym mu swoją osobą nie przypominała tego, co w jego życiu było złe. Już kiedyś tego doświadczyłam ze strony kilku osób, dlatego robiąc coś dla innych liczę się z tym, że tak się stać może. I pewnie bym o tym nie pisała, gdyby nie jeden drobiazg. To osoba, z którą mam masę wspólnych znajomych. Masę idącą w setki osób! Kiedy więc odkryłam, że jego dzieci mają za małe ubrania i nie mają w czym chodzić, zwróciłam się do tej setki osób wspólnych znajomych z prośbą o RZECZOWĄ pomoc dla dwójki jego dzieci. Podałam wymiary dzieci i rozmiary butów. Może ktoś ma po swoich pociechach niepotrzebne ubrania i buty? Z setek ludzi, do których skierowałam prośbę odpowiedziały cztery osoby. Jedna – mocno poruszona – kupiła dwie kurtki i czapki w sklepie. Druga nie miała dzieci w tym wieku, więc… kupiła słodycze, przybory szkolne, bo bardzo chciała pomóc. Dwie pozostałe osoby dały ciuchy po swoich dzieciach.
Paradoksalnie miesiąc potem szacowne grono ludzi, do których skierowałam prośbę o pomoc rzeczową dla dzieci kolegi, zbierało na tzw. „szlachetną paczkę” dla jakiejś obcej zupełnie rodziny – małżeństwa z czwórką dzieci. Wszyscy dostali list, w którym opisana była jej sytuacja materialna, ale nikt tej rodziny nie widział. Podane były jej potrzeby – dość spore. Na pomoc obcej rodzinie rzucili się wszyscy. Tez się dorzuciłam, bo jestem za tym, by pomagać. Ale gdy ujrzałam zebrane rzeczy dla tej obcej rodziny, czyli skalę pomocy zdumiałam się. Prezentami dla obcej rodziny zawalone było niemal całe pół pokoju. Błyskawicznie stanęły mi przed oczami skromne cztery paczuszki dla dzieci kolegi, którego znają wszyscy składający się na szlachetną paczkę dla obcych ludzi.
I tylko dlatego, że był tak ogromny rozdźwięk między odpowiedzią na mój apel o pomoc koledze a odpowiedzią na apel o pomoc obcej rodzinie piszę te słowa. Ja rozumiem, bo z pokorą wysłuchałam opinii o koledze, że zawsze był egoistą, że jest chamem, że nie ma sensu mu pomagać, że sobie na to wszystko zasłużył, a ja jestem głupia, bo jeszcze tak mi podziękuje, że będę płakać. Ale czy to ma znaczenie? Co wiemy o rodzinie od szlachetnej paczki? Nic poza tym, że to dwójka rodziców z czwórką dzieci. Jaką mamy gwarancję, że są na pewno lepsi i szlachetniejsi niż kolega, od którego większość się odwróciła? Myślę, że żadnej. A pomagamy! Dlaczego? Obcych łatwiej nam sobie wyidealizować. Jakże prawdziwe jest powiedzenie: „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.