Z pewnej książeczki, która dostałam kiedyś od Ojca, a jej tytuł brzmiał Philogelos zapamiętałam kawał z serii o śmierdzigębach. Pewien mężczyzna siedział pomiędzy dwiema kobietami. Jedna cała śmierdziała, a drugiej śmierdziało z ust. Ów mężczyzna wzniósł oczy do nieba i wzdychając rzekł: „dwa mnie dręczą zła.” Przypomniał mi się ten kawal, bo mnie właśnie dręczą aż trzy zła. Nazywają się nuda, obiad i pewien Japończyk.
Siedzę bowiem na pewnym szkoleniu unijnym przeznaczonym dla dziennikarzy. Szkolenie odbywa się w malowniczym Kazimierzu Dolnym w czterogwiazdkowym hotelu. Dojechaliśmy tu z godzinnym opóźnieniem. Jest nudno. Prelegent mówi monotonnie i używając unijnego żargonu (lizbonizacja). Często powtarza sformułowanie „drenaż mózgów”, a na dodatek jego mowa pełna jest błędów językowych (typu. „w cudzysłowiu”, „ilość ludzi” itd.) i źle akcentowanych wyrazów. Przed nosem mam materiały szkoleniowe pełne kolejnych błędów językowych i stylistycznych. Interpunkcja chyba nie istnieje. Trafia mnie szlag. By trafiał mniej, próbowałam zabrać głos i o coś spytać lub podzielić się jakąś uwagą na temat treści. Zawsze wtedy mniej nudno. Jednak tylko kilka razy znalazłam punkt zaczepienia. Machnęłam więc ręką i nawet dwa razy przedrzemałam. W połowie tej strasznej nudy był obiad – wyjątkowo obrzydliwy. Nie smakował nikomu z nas – dziennikarzy. Boże! Że tez ten hotel ma cztery gwiazdki! Miliard razy wolę kuchnię mojej saskokępskiej 'Fregaty’ od tego, co prezentuje sobą ten wypasiony hotel. Jakoś jednak to straszne jedzenie zniosłam, choć naprawdę było ciężko. Czarę goryczy przepełniła jednak ohydna kawa. Była tak wstrętna w smaku, że ja – stara kawiara – wzięłam łyk, a potem odstawiłam filiżankę i zatkałam dłonią usta zmuszając się do połknięcia. Gdybym tego nie zrobiła z pewnością zwymiotowałabym na stół. Kawa to był klasyczny Japończyk zwany Kawa Lura. Teraz z braku kofeiny znów zasypiam. Właściwie czekam już tylko na sen, bo ów podły obiad chyba jeździ mi po żołądku. Chciałam pójść po szkoleniu na 'Górę Trzech Krzyży’, ale chce mi się spać, więc nie wiem, czy dam radę. Myślę też, że gdyby morderstwo z powodu zanudzania było prawnie dozwolone grabarze mieliby co robić. Wrogo w kierunku prelegenta spogląda pół sali. Chyba zapadnę w sen. Inaczej raczej czeka mnie ten „drenaż mózgu”. Choć prelegent chyba inaczej niż ja rozumie słowo drenaż.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...