Nie tak dawno pisałam o tym, że nie wiem gdzie się podziało nasze współczucie i wrażliwość. Niestety nie chcę się z tego pytania i smutnego stwierdzenia, że gdzieś owo współczucie i wrażliwość zniknęły, wycofać. Chcę niestety coś dodać. Oto kilka dni temu media obiegła wiadomość o dwójce młodych ludzi, którzy zginęli przejechani przez samochód. Była to para autostopowiczów, którzy przyjechali o wiele za wcześnie na Przystanek Woodstock. Ponieważ nudzili się, więc postanowili skoczyć za granicę. Jak relacjonują media: „Dotarli do Seelow, pierwszego większego miasta po zachodniej stronie granicy. Po całym dniu zwiedzania pojawił się jednak problem z powrotem na pole namiotowe. Młodzi ludzie nie mogli złapać powrotnego autostopa – relacjonuje Sławomir Konieczny, rzecznik prasowy lubuskiej policji. Od namiotu dzieliło ich 22 km. Zdesperowani, ok. godz. 22, położyli się na ruchliwej, wylotowej drodze z miasta. – Wpadli na pomysł, że wtedy ktoś na pewno się zatrzyma. Pomylili się. Kierowca nie miał szans dostrzec pary i w porę wyhamować. Obie osoby zostały przejechane.”
Tragiczna wiadomość. I pewnie dlatego wielu umknął fakt, że np. portal Gazety Wrocławskiej w tejże wiadomości podlinkował markę samochodu, który śmiertelnie przejechał parę. Po kliknięciu w link czytelnik był automatycznie przenoszony do serwisu „Moto-Gratka”, który oferował mu kupno m.in. tego modelu oraz innych modeli tej marki. Ja rozumiem, że istnieje coś takiego, jak product placement. Ale czy to zjawisko nie powinno jednak mieć jakichś granic? Czy nawet śmierć i pogrzeb muszą być okazją do reklamowania aut? Nie jestem pewna, że koncernowi citroena taka rzecz nie przeszkadza. Śmiem wręcz wątpić, by Francuzi byli z tego powodu zachwyceni. Dla „Niewiernych Tomaszów” – screen ze strony.
Proponuje też kliknąć w link i zajrzeć na stronę Gazety Wrocławskiej.