A jednak brzmi w trzcinie

Ponieważ jak możemy tak przedłużamy miesiąc miodowy, więc w wyprawę na spotkania autorskie na Zamojszczyznę zabrałam Ulubionego. (Przy okazji krótka informacja: doszłam do wniosku, że nazywanie go cielęciną mimo sugestii „życzliwej” znajomej jednak mi nie pasuje. Gdy będę chciała określić go inaczej użyję nazwy „Monż”)…