Krawcowa piecze, czyli wszystko jest trudne nim stanie się proste

Spread the love

To, że „wszystko jest trudne zanim stanie się proste” zwykła była mawiać amerykańska dziennikarka Margaret Fuller. Od dawna zgadzam się z nią całkowicie. W dzieciństwie nauczono mnie większości rzeczy, które powinna umieć panienka. Tak więc umiem robić na drutach, szydełkować, szyć, a także haftować, gotować, prać, prasować, (choć tej ostatniej czynności szczerze nienawidzę i minimalizuję jej wykonywanie, jak się tylko da). Ostatnio zmierzyłam się dwiema czynnościami domowymi, w których poniekąd byłam debiutantem. A wszystko dlatego, że były to czynności zmechanizowane. Było ciężko. Ale po kolei.

Najpierw było szycie na maszynie. Nie. To nie znaczy, że nie umiałam szyć na maszynie, ale… z maszynami, jak z samochodami. O ile przesiadka z malucha do dużego fiata to lekka zmiana komfortu, o tyle przesiadka z maszyny ręcznej na elektryczną to poważna zmiana w życiu podobna do przesiadki z malucha do Tira. W moim domu maszyna do szycia (tak, jak i do pisania) były od zawsze. Zawsze były to jednak zabytkowe przedmioty, ale… zabytkowa, ręczna, na korbkę (firmy Veritas). Szyłam na niej od 7-go roku życia. Nauczył mnie ojciec. Niestety wiele lat temu maszyna odmówiła posłuszeństwa. Najpierw odpadła jedna śruba i nie dała się z powrotem wkręcić. Po prostu wyrobił się gwint. Była to śruba trzymająca korbkę. Potem wyrobiły się części od naciągu. Pan w zakładzie naprawczym powiedział, że ta maszyna obszyła kilkaset razy kulę ziemską. By znów szyła trzeba na zamówienie pewne rzeczy dorabiać, a to straszne koszty. Zrezygnowałam więc stwierdzając, że to zrobię w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdy już zostanę miliarderką – he he. I tak zostałam bez maszyny. W zeszłym roku dostaliśmy z Ulubionym prezent na rocznicę ślubu (prezent na życzenie) – elektryczną maszynę do szycia z czarnym pedałem, (choć już zostałam poinstruowana, że poprawnie jest mówić „homoseksualista Afroamerykanin”). Na takiej nie szyłam nigdy! Nie było to łatwe. Po pierwsze inny naciąg. Po drugie szybko okazało się, że inaczej jest mocowana igła. Jak szyć z oczkiem na wprost? Zawsze było z boku. Z przyjaciółką, która mieszka na drugim końcu Polski, a maszynę ma w małym palcu rozpoczęłyśmy lekcję szycia przez telefon. Dopiero od niej dowiedziałam się, że umocowanie igły związane jest z bębenkiem. I to, że w poprzedniej maszynie miałam uszko od igły z boku, a teraz mam na wprost, wynika z tego, że wcześniej bębenek miałam z boku, a teraz mam na wprost. Maszynę wreszcie opanowałam. I z miejsca uszyłam: ekran do wyświetlenia filmu po spektaklu (wymiary 5 metrów na 3,20 metra), trzy pokrowce na zabytkowe krzesła i dawno zaplanowane specjalne serwetki na serwantki i sekretarzyki. Najtrudniej było uszyć ekran, bo jednak domowa maszyna ustawiona na stole, przy którym się jada to nie to samo, co maszyna szwalnicza ustawiona w szwalni. Przepchnięcie pod wąskim ramieniem maszyny pięciu metrów tkaniny było niezwykle trudne. Ale dałam radę.

na zdjęciu ja sprzed 2 lat ze stara maszyną… a poniżej…

…na nowej maszynie szyję ekran.
(czarny pedał vel jak wolą poprawni politycznie Afroamerykanin homoseksualista jest w ukryciu)

Drugą czynnością, z którą się zmagałam było…. Pieczenie chleba. Dostaliśmy od przyjaciółki maszynę do pieczenia chleba. Maszynę używaną i bez instrukcji. Ona nam powiedziała, jak to obsługiwać, ale… nie było to proste. Sugerowała, aby najpierw upiec prosty chleb pszenny bez zakwasu, czyli raczej coś w rodzaju buły. Ja od razu chciałam żytni. No i się narobiło… Z maszyny do pieczenia wychodziły dramatyczne potworki. Najpierw było za dużo drożdży, potem za dużo wody, potem za mało mąki itd. Dopiero czwarty chleb nadawał się do jedzenia. Byłam jednak zawzięta. Nie może być tak, że Piekarska nie umiem piec.

pierwszy, nieudany produkt piekarniczy….

Pierwszy w miarę udany produkt piekarniczy (czwarty produkt piekarniczy z kolei…)

Teraz przede mną robienie zakwasu. Szukałam dobrego przepisu i usłyszałam od kolegi: mnie kiedyś wyszedł zakwas, najpierw ze słoika na blat, potem na podłogę, a potem wyszedł z kuchni… Wolałabym nie wzorować się na nim. Jednak z zakwasem się zmierzę. I oczywiście dam znać, jeśli wypróbuję dobry przepis, bo sprawdzonymi przepisami trzeba się dzielić. A po tych ostatnich przygodach z maszynami stwierdzam, ze prawdą jest, że człowiek całe życie się uczy… i niestety głupi umiera. Bo iluż rzeczy jeszcze nie umiem i nigdy się nie nauczę?

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...