Był kiedyś program „zwariowany świat reklamy”. Oglądałam go, bo dorabiałam sobie wtedy w agencji reklamowej. Chciałam wiedzieć, jakie świat ma pomysły, a sama wciąż jeszcze wierzyłam, że w Polsce można zrobić fajną reklamę. Dziś już nie wierzę. Jesteśmy zaściankowi, przejmujemy się setkami konwenansów, przerażeni, że ktoś się obrazi (jak nie feministki to jakieś mniejszości, organizacje religijne itp.). Pewnie dlatego zwariowane rzeczy w polskich reklamach to rzadkość (PLUS GSM z kabaretem Mumio, reklamy Allegro czy mBanku z facetem przebranym za księdza to wyjątki potwierdzające regułę). Reszta to takie dno, że nic tylko paść trupem lub puścić pawia. Tak twierdzi masa moich znajomych i przyjaciół. To, że ja nie padam trupem i nie puszczam pawia, wynika zapewne z mojego raczej pogodnego charakteru. Nawet bywa, że z tymi najgłupszymi reklamami „rozmawiam”. Mam to po mamie. Mama była osobą pogodną i lubiła rozmowy z telewizorem. Gdy byłam dzieckiem, a program w TV zaczynał się po południu, mama włączała żelazko do prasowania i ustawiała się z nim na wprost telewizora. Gdy na ekranie pojawiała się Krystyna Loska i mówiła „dzień dobry” mama odpowiadała „dzień dobry pani” i prasowała dalej. Ja też właśnie tak sobie rozmawiam. Oczywiście z bohaterami reklam. Im głupsza reklama tym chętniej do niej „mówię”. Moja ulubioną „rozmówczynią” jest pewna głupia dziewczyna, która wącha pod pachą bluzkę chłopaka i pyta go: „Marek? Gdzie byłeś?”, A on odpowiada: „Biegałem”. Wtedy biedaczka załamanym głosem mówi: „Ależ ta koszulka jest sucha i w ogóle nie pachnie”. Chłopak odpowiada jej jakieś bzdury o dezodorancie, a ja… doradzam by sięgnęła po jego gacie. Z tych na pewno poczuje jakiś swojski smrodek.
No bo co to jest za reklama? Czy to jest śmieszne? Czy to jest ładne? Nie! To jest żadne! A podejrzliwa dziewczyna wąchająca koszulkę pod pachą swojego faceta, bo pewno wietrzyła zdradę, królowała na polskiej antenie, co najmniej pół roku. Podejrzewam zresztą, że na jej widok ręce opadały nie tylko mnie.
Ponieważ drugi dzień z rzędu wydaje Kurier Mazowiecki, a co za tym idzie śledzę, co dzieje się w TV, więc… chcąc nie chcąc oglądam i reklamy. Wczoraj powaliła mnie kolejna. Oto mama pyta chłopca, który bawi się serem. (Ale figlarz!)
– Co robisz?
– Szukam dziur! – Pada odpowiedź.
Od razu doradziłam chłopcu, by poszukał ich w dupie. To daje stuprocentową gwarancję znalezienia przynajmniej jednej. Jeśli dupa jest z nieleczonymi hemoroidami jest szansa na znalezienie większej liczby dziur w dupie, bo podobno przy nieleczonych hemoroidach tworzą się przetoki. Można też szukać dziur w uszach, zwłaszcza tych mocno pokolczykowanych. Bywają też dziury w płucach u palaczy i gruźlików. Ja już pomijam, że zgodnie ze starą przedszkolną zagadką (co wolisz: mieć siedem dziur w głowie czy nie żyć) w samej głowie jest siedem dziur. Po cholerę szukać ich w serze?
Nie ze wszystkimi reklamami gadam, bo nie zawsze mam na to czas i warunki do „rozmów”, ale zbyt często kręcę głową nad ich debilizmem. Z tymi radiowymi też nie jest lepiej. Też są głupie. Czy napędzają komuś klientów? Szczerze wątpię. Ja usłyszawszy, że mukoslowan jest na kaszel suchy i mokry nie bardzo się do niego przekonałam. Choć tak zachęcał przemądrzały gnój idiotycznymi pytaniami: „Mamusiu? Jaki ja mam rodzaj kaszlu? A jaki tata ma rodzaj kaszlu?” Pokażcie mi pięciolatka, który ma takie zainteresowania?
Szczytem był jednak duphalac (jeśli mnie pamięć do nazwy nie myli). Oto w radio przedstawiono rodzinę Zapartych. Głową był Jan Zaparty (tu w ramach autoprezentacji wielkie stęknięcie. Facet ma ewidentne problemy ze stolcem), potem bodajże Anna Zaparta i też w ramach autoprezentacji stękniecie zwiastujące kłopoty ze stolcem, a na końcu synek i jego dziecinne, prawie płaczliwe, stękniecie. Przedstawiał się tak, jak go tego nauczyli rodzice, czyli obwieszczając światu kłopoty ze stolcem. (Ja takie miałam, gdy w stanie wojennym zjadłam na raz 5 tabliczek szwajcarskiej czekolady. Musiałam przepychać zdobycznymi bananami i w nocy 3 razy wstawać do WC). Tu jednak nagle się dowiedziałam, że ci ludzie nie będą już stękać, bo jest duphalac – środek na zaparcia. Innymi słowy rodzina Zapartych po zastosowaniu duphalacu zmieni nazwisko. Może na Sraczka? Jest w Polsce dość rzadkie.
Podobno jest w radio reklama jakiegoś środka na chorobę lokomocyjną, w której są odgłosy wymiotów. Powinien być również reklamowany, jako środek na leczenie odruchu wymiotnego, który odczuwa ponad połowa moich znajomych podczas oglądania i słuchania tych debilnych reklam. Ja potrafię je obśmiać, a reszta?