Tydzień temu wróciłam z „Dialogu Dwóch Kultur”, czyli konferencji kulturalno-artystyczno-naukowej łączącej dwa narody, do której pretekstem była kolejna (tym razem 212) rocznica urodzin Juliusza Słowackiego. W Krzemieńcu jest jego muzeum (stworzone w domu rodzinnym wieszcza), a na tamtejszym cmentarzu spoczywa jego matka. Wydarzenie starałam się relacjonować na Instagramie i FB, co powodowało, że siłą rzeczy wpadały mi w oko jakieś facebookowe posty i tak… ujrzałam post na grupie „uwaga śmieciarka jedzie”, którego autorka oferowała do oddania 50-letnią pluszową małpkę.
Ponad 10 lat temu napisałam wciąż niewydaną mini-powieść „Straszne przygody Misia Tulisia”, której pierwotny tytuł brzmiał: „Straszne przygody Tulisia Palanta”. To książka będąca opowieścią o życiu snuta przez pluszaka Marysi, kiedyś dziewczynki, a pod koniec powieści przeszło 80-letniej kobiety szykującej się na śmierć. Książka bawi dzieciaki na spotkaniach i przeraża dorosłych, dlatego do dziś nie doczekała się wydania. Jest i dla dorosłych i dla dzieci, więc dorośli zdecydowali. Jak dla wszystkich to znaczy dla nikogo. Gdy powołuję się na casus “Małego księcia” słyszę, że nie jestem Saint-Exupéry. Cóż… nie da się ukryć.
Książkę napisałam, bo wierzę, że pluszaki mają dusze. Ratuję je ze śmietników. Zbieram znalezione na ulicy. Mam też wiele rodzinnych. Przede wszystkim mam swojego Miamola Pacana, będącego zresztą pierwowzorem Tulisia Palanta, ale też Klusia należącego do mojego zmarłego stryja – Bronka, dwa misie po ciotecznej babce Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej – powstance warszawskiej, więźniarce Fordonu, i wielu innych pluszaków uratowanych z różnych tarapatów. Dlatego do autorki posta na śmieciarce napisałam:
Szanowna Pani,
Bardzo bym chciała małpkę. Mam dla niej wspaniałe towarzystwo. Zaraz poszukam zdjęcia. Wracam do Warszawy w poniedziałek z dialogu dwóch kultur z Ukrainy. Na małpkę czeka mój miś Miamol lat 54 i miś mojego stryja – Kluś lat 76. Tudzież ponad stuletnie misie mojej babci.
Po chwili do tekstu dołączyłam poniższe dwa zdjęcia.
W odpowiedzi przeczytałam, że rodzina właściciela małpki zginęła na Wołyniu, a potem zostałam zablokowana. Najpierw myślałam, że śnię, ale wszelkie próby nawiązania kontaktu z panią oferującą małpkę spełzły na niczym. Potem długo siedziałam wstrząśnięta zdarzeniem. Oto ja, żona człowieka, którego przodkowie zginęli na Wołyniu, który między innymi z tego powodu grał w filmie „Wołyń”, siedzę w krzemienieckim Muzeum Słowackiego, starając się narody podzielone historią scalać sztuką i literaturą i dostaję za to swoistego kopa w twarz. Bez słowa wyjaśnienia.
Na szczęście… odezwał się do mnie inny kolega i zaoferował swoją przeszło 50-letnią małpkę, z którą nie ma co zrobić, a bardzo mu jej żal. Tak więc moje pluszaki mają na kogo czekać. Bo pluszak to ktoś. Ma duszę. Nie wierzcie, że nie. Mówię to wam ja, która płakałam i na „Toy Story” i na „Tedzie”. Nie wyrzucajcie pluszaków! Zabawki widzą wszystko. Nie wierzycie? Czekajcie na moją mini-powieść. W końcu kiedyś na pewno się ukaże. A ja codziennie myślę o małpce, która została ukarana za Wołyń, bo czy w jakimś innym domu na pewno czeka na nią kołyska z Klusiem?
PS Jestem w trakcie dziergania na szydełku kocyka do kołyski.