112, czyli zawracam głowę

Spread the love

Pojechałam do Zakopanego do Domu Pracy Twórczej „Astoria”. To dom im. Stefana Żeromskiego. To tu Wisława Szymborska dowiedziała się o otrzymaniu Nagrody Nobla. Ponieważ mam sporo pracy pisarskiej, a w domu z powodu pani sąsiadki warunki pisarskie coraz gorsze, więc… tym razem zamiast do Obór postanowiłam uciec do Zakopca. Ostatni raz byłam tu w dzieciństwie. Miałam chyba 10 lat. Nigdy nie nocowałam w Zakopanem. Zawsze w Rabce, Niedzicy lub Rabie Wyżnej. Tu tylko rodzice mnie przywieźli, bym zobaczyła zimową stolicę Polski. Teraz zdecydowałam się na podróż tu. Zwłaszcza, że dla niskociśnieniowca góry to wymarzone miejsce. 

Do Zakopanego wybrałam się samochodem. W końcu mam ze sobą masę rzeczy niezbędnych do pracy i w pociągu bym się zamęczyła z wielką liczbą bagaży. Tak więc w drogę tak zwaną „siódemką” wyruszyłam przed 11-tą. Po drodze… co chwilę pożar. Mając w pamięci telewizyjny reportaż kolegi, który traktował o numerze 112, (w reportażu była mowa, że jak coś się dzieje to ludzie nie dzwonią, a zawracają dupę w sprawie pizzy, fryzjera etc.), postanowiłam być tą mądrą, uczynną i obywatelską. Widząc pożar traw wypalanych nad rzeczką i tłum gapiów stojących na moście zdecydowałam się na telefon na 112. Dzwonię więc i mówię, że pożar. Podaję nazwę rzeczki, że przy mostku i mówię, że na trasie S7. Dla pani to za mało informacji. Zupełnie jakby na S7 ta kurduplowata rzeczka miała co najmniej dwa mosty! Wysilam mózg i posiłkując się licznikiem w aucie mówię który mniej więcej kilometr od Warszawy. Pani niechętnie łączy mnie ze strażą pożarną. Strażacy są mili i mówią, że gaszą, że pożarów jest kilka i że tam na miejscu już są. Przyjmuję do wiadomości, choć nie wiem gdzie są nad tą rzeczką strażacy, bo żadnego wozu strażackiego tam nie widziałam. Strażaków też nie. Sikawki zero. Na moje oko był tam tylko tłum gapiów. Ale w końcu nie zatrzymałam się nad tą rzeczką, więc… wszystko możliwe. Skoro mówią, że są, to na pewno są. Jadę dalej. Znów pożar traw. Znów dzwonię. Znów jakaś pani jest niemiła, ale ja za to jestem przygotowana co to za miejscowość i który kilometr, więc pani potulnie aczkolwiek niechętnie łączy ze strażą. Strażacy mili (już inna jednostka pożarnicza się zgłasza), ale… zirytowani. Oni o tym kolejnym pożarze też już wiedzą. Mam wrażenie, że zawracam im głowę bzdurą, więc… gdy widzę trzeci, a kilka kilometrów dalej czwarty pożar traw już nie dzwonię. Nie jestem wprawdzie jasnowidzem i na sto procent nie wiem, czy już o tym pożarze strażacy wiedzą, ale na wszelki wypadek uznaję, że tak. Chyba lepiej nie dzwonić na to 112. Bo jak mam się nasłuchać burczenia… Ciekawe jest to, że gdy w tym reportażu kolegi o dzwonieniu na 112 w błahych sprawach puszczano te rozmowy z numerem 112, to ludzie na linii byli tacy mili, choć przecież musieli tłumaczyć, że nie są od podawania informacji o fryzjerze czy pizzy. A jednak gdy o pożar chodziło, to miałam wrażenie, że mają pretensje, że zawracam im niepotrzebnie głowę. Cóż… może to dlatego, że debile zaczęli sezon wypalania traw i te pożary można powiedzieć rosną, jak grzyby po deszczu? Być może teraz co chwila dzwonią do nich tacy, jak ja z informacjami o pożarach? Bo inaczej tego burczenia na mnie wytłumaczyć sobie nie umiem.

Do Zakopanego dojechałam punkt 18:00 z jedną myślą. Za Krakowem pożary traw się skończyły. Inna mentalność ludzi? Możliwe, ale… prawdopodobnie brak wypalania traw to sprawa klimatu. Tu jeszcze leży śnieg.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...