Pamiętnik w Kamienicy, czyli powstanie w teatrze…

Spread the love

Kilka lat temu robiłam film o Marii Kaniewskiej – aktorce i reżyserce m.in. „Szatana z siódmej klasy”. Do dziś pamiętam, jak opowiadała mi o magii teatru. Znałam ją i ja, ale z punktu widzenia widza. Kaniewska mówiła o magii od strony aktora i reżysera. W jej ustach teatr jawił się jako coś jeszcze bardziej niezwykłego niż w rzeczywistości. Choć przecież nikt lepiej niż artyści nie znają tej twarzy teatru odartej z magii, czyli kulisów. To artyści widzą jak wyniesiony ze sceny trupo ożywa. Bo przecież następnego dnia musi znów wyjść na scenę i na oczach widzów teatralnie skonać. Pamiętam, jak Maria Kaniewska opowiadała, że zdradziła teatr, bo urodziła syna i musiała na chwilę przestać grać, a teatru się nie zdradza i nie zostawia. „Teatr mnie wpuścił, jako reżysera – powiedziała, – ale jako aktorkę już nigdy”. Od tej pory ilekroć jestem w jakimkolwiek teatrze w uszach brzmią mi jej słowa, bo choć patrzę na teatr oczami widza to zawsze staram się też wczuć w duszę tych, którzy go tworzą. 
Dziś byłam na specjalnych próbach i konferencji prasowej w „Teatrze Kamienica” Emiliana Kamińskiego. Mam do Emiliana nie mniejszy sentyment niż do Marii Kaniewskiej, którą żegnałam dwa lata temu w grudniu na Powązkach z jedna czerwoną różą w reku. Bo była różą teatru i kina – nieprzemijająco piękna. Do Emiliana Kamińskiego mam sentyment nawet nie dlatego, że gdy miałam 15 lat  spotka się z nim na planie filmowym „Szaleństw panny Ewy”w reżyserii Kazimierza Tarnasa (następcy i niejako spadkobiercy Marii Kaniewskiej). Kamiński grał Jerzego, ja za namową Ojca statystowałam w scenie rejsu statkiem po Wiśle. Mam ten sentyment do Kamińskiego przez jego „Teatr Kamienica”. O tym teatrze mówił mi zanim się ów teatr zmaterializował w dzisiejszej postaci trzech scen. Mam sentyment, bo zawsze fascynowali mnie ludzie, którzy z uporem godnym dla innych lepszej sprawy, zmieniają świat. Sama jestem idealistką, więc bliski jest mi każdy idealistycznie patrzący na świat szaleniec i artysta w jednym. Bliski jest mi każdy człowiek, dla którego proces twórczy więcej jest wart od tantiem, które ewentualnie dostanie potem. Emilian Kamiński miał trudniej niż Krystyna Janda. Jej „Teatr Polonia” był kinem, więc miał wcześniej i scenę i widownię. Emilian Kamiński miał zamiast kina piwnice, będące zagraconymi magazynami. A jednak w tych piwnicach „teatr swój widział, ogromny” i po jakimś czasie taki ogromny pokazał miastu. 
Piszę o tym, bo za kilka dni w „Teatrze Kamienica” odbędzie się premiera „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego”  Mirona Białoszewskiego. Dzisiejsza konferencja prasowa dotyczyła właśnie premiery tego spektaklu i była połączona z próbami dla prasy. Pokazano nam trzy fragmenty i… nie dziwię się, że Emiliana Kamińskiego (o czym mówił mi osobiście) wbiło w fotel na jednej z prób. Mnie również to, co zobaczyłam, przyspawało do siedzenia i sprawiło, że serce łomotało mi w piersi. Naprawdę wystarczyły te trzy fragmenty, bym zapragnęła z całych sił zobaczyć ten spektakl. Oczywiście zobaczę go, choć dopiero za kilka dni. Na razie brzmią mi w uszach wyśpiewywane w rytm muzyki Mateusza Pospieszalskiego słowa Mirona Białoszewskiego układające się m.in. w ciąg warszawskich adresów. Adresów pod którymi zapewne bywał mój stryj Antek. W końcu też w tamtych dniach był na Starówce. Też przedzierał się kanałami do Śródmieścia. Białoszewski przeżył. Stryj poległ. 65 lat później tamte wydarzenia trafiają na scenę teatru. Czy to takie dziwne, że na deski teatru trafia nie literacka fikcja, ale pamiętnik? Przecież już jak stary wierszyk ze sztambucha mówił: 

Świat jest teatrem.
Bóg reżyserem.
Człowiek aktorem.
Diabeł suflerem.

Kaniewska twierdziła, że teatru się nie zdradza. Wytłumaczyła czym jest zdrada aktora. A czym widza? Zdaniem każdego zapewne czymś innym, bo prawd jest tyle – ilu widzów. Tak jednak myślę, że dla widza-warszawiaka tym razem zdradą teatru będzie opuszczenie tego spektaklu. To będzie po prostu jak zdrada miasta, w którym się żyje. Jak powstańcza dezercja. Ten spektakl powinno się zobaczyć. Pomysły reżyserskie, choreograficzne, scenograficzne i muzyczne w połączeniu z tekstem Białoszewskiego z pewnością wbiją widza w fotel. Mnie wbiły przecież zaledwie trzy fragmenty. 

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...